czwartek, 26 marca 2015

Piąty: Gość

Dla Austriaków powrót z Klingenthal bez ani jednego medalu był czymś niedopuszczalnym. Dlatego też Alexander Pointner, po wcześniejszym ustaleniu z resztą sztabu szkoleniowego, postanowił dać skoczkom dwa dni wytchnienia, a później zafundować im treningi. Przecież w Kuusamo musieli coś zdobyć. Gdyby nie zdobyli, zacząłby się martwić, czy wszystko z nimi w porządku. Po powrocie do Austrii, pożegnał się z nimi, dając wyraźne wskazówki, czego przez dwa dni mają nie robić. Począwszy od imprez, a skończywszy na połamaniu nóg lub innych kończyn. Było to wielce niewskazane na początku sezonu, gdy walczyli też o punkty w klasyfikacji generalnej.

Rudowłosa wysiadła z autokaru, który odwiózł ją i kilku skoczków do domów. Gdy przekroczyła próg mieszkania, które dzieliła z Thomasem, odetchnęła z ulgą. Miała dwa dni na odpoczynek od swojego szkolnego prześladowcy, który zdawał się być innym facetem.
- Muszę jechać do mamy po Lilly, jedziesz ze mną? - spytał Morgenstern, wchodząc z walizką do mieszkania i zostawiając ją w przedpokoju.
- Nie - uśmiechnęła się, ciągnąc za sobą swój bagaż. - Jedź, ja zrobię pranie i ugotuję coś do jedzenia.

Gdy blondyn zniknął za drzwiami, osunęła się po ścianie i rozpłakała. Nie wiedziała, co ma robić. Z jednej strony chciała, by Schlierenzauer chociaż w małym stopniu poczuł to, co czuła ona, ale z drugiej wiedziała, że nic jej to nie da, a tylko zrani niepotrzebnie człowieka. Bądź, co bądź, ale Gregor też miał uczucia i jak każdy nie zasługiwał na upokorzenie. Przekalkulowała w głowie ostatnie dwa i pół dnia spędzonych z nim. Był bardzo miły. Nawet za bardzo. Nie chciała, by uczucia do niego wróciły. Obiecała sobie i Thomasowi, że się w nim nie zakocha. Wstała, ocierając łzy i weszła do łazienki z zamiarem zrobienia prania, gdy w mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Niewiele myśląc poszła otworzyć, a to, kogo za nimi zobaczyła, sprawiło, że o mało nie wybuchła płaczem na nowo.
- Zanim zapytasz, co tu robię, to ci wyjaśnię, co? - spojrzała w jego brązowe oczy, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. - Mamy z Thomasem taką umowę, że raz pomiędzy konkursami zatrzymujemy się u mnie, raz u niego.
- No cóż - westchnęła, licząc w myślach do trzech i uśmiechając się. - Wejdź. Czemu nie mówiłeś wcześniej?
- Jakoś tak - speszył się. - Zapomniałem.
- Rozumiem. Wiesz, co, na razie rozgość się w salonie, bo to Thomas tutaj zarządza pokojami, a pojechał po Lilkę. Powinien być za jakieś piętnaście do dwudziestu minut. Napijesz się czegoś?
- Herbaty, jeśli jest.

Wpuściła szatyna do mieszkania, nerwowo przygryzając wargę. Serce w piersi biło jej tak mocno, że zaczęła obawiać się, czy nie wyskoczy. Poszła do kuchni, by nastawić wodę na herbatę i w zakamarkach szafek odnaleźć cukier.
- Gregor? - spytała i prawie podskoczyła, gdyż odpowiedź rozległa się tuż za nią.
- Tak?
- Matko, chcesz mnie zabić? - spytała, udając przerażenie. - Robię pranie, jak chcesz to daj swoje ubrania, nie będziesz przecież łazić w brudnych.
- Nie chcę ci robić problemu.
- Tak, bo to naprawdę jest duży problem wrzucić ubrania do pralki, posypać proszkiem i ustawić minutnik. Nie wiem, czy się przy tym nie przepracuję - zaśmiała się, pierwszy raz nie nerwowo. - Dawaj te ubrania.

Do łazienki weszła z naręczem ubrań Schlierenzauera i po nastawieniu prania, skierowała się do kuchni, gdzie woda już zaczynała się gotować. Zalała herbatę i dwie kawy dla siebie i Morgensterna, po czym wziąwszy cukier i łyżeczkę poszła do salonu, gdzie przebywał skoczek.
- Wyglądasz, jakbyś płakała - powiedział, uważnie przypatrując się jej twarzy.
- Zdaje ci się - prychnęła i natychmiast obróciła się do niego plecami, udając, że szuka ciasteczek w barku.
- Nie sądzę - powiedział, wstając i podchodząc do niej.

Zadrżała, a mięśnie jej się spięły. Nie patrzyła na niego. Ręce zaczęły się trząść, a w brzuchu zawiązał się bolesny supeł. Gregor już miał coś powiedzieć, gdy usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi.
- No, Lilly, w końcu w domku.
- Thomas, masz gościa - powiedziała drżącym głosem rudowłosa.

Próbuję jak mogę, żeby to miało jakieś ręce i nogi i co rozdział bardziej wątpię.
Dajcie mi świąteczną przerwę, bo potrzebuję czasu na biologię.

sobota, 21 marca 2015

Czwarty: Śniadanie

Obudziła się o szóstej rano. Oczy miała zapuchnięte od płaczu. Wiedziała, że już nie zaśnie, dlatego też poszła do łazienki i opłukała twarz zimną wodą. Miała nadzieję, że to zmniejszy w jakiś sposób wory pod oczami. Udało się to w małym stopniu. Ubrała się szybko w pierwsze ciuchy, jakie znalazła w walizce i wyszła z pokoju. Pobudka miała być dopiero o siódmej, miała więc godzinę świętego spokoju. Wyszła więc przed hotel i skierowała kroki w stronę parku. Tam usiadła na ławeczce i westchnęła. Nie chciała tyle myśleć o Schlierenzauerze, ale było to nieuniknione. Bała się tylko, że stare uczucie może w niej odżyć.

Z uśmiechem patrzyła na dwie wiewiórki, które ścigały się między drzewami naprzeciw niej, zupełnie nic nie robiąc sobie z obecności niepożądanego gościa.
- Fajne są, prawda? - wzdrygnęła się na dźwięk męskiego głosu tuż za nią.
- Diethart, czy ty mnie chcesz na zawał zabić? - popatrzyła na chłopaka, który usiadł obok.
- Nie, dlaczego? - spytał, próbując zwabić wiewiórki do siebie okruszkami drożdżówki.

Uderzyła się dłonią w czoło, patrząc na jego poczynania.
- Wiesz, że ci się to nie uda?
- Dlaczego? Może są głodne.
- Ale są też dzikie, boją się ludzi...

Wstała i skierowała się w stronę hotelu. Thomas zaskoczony spojrzał w ślad za nią, ale nic nie powiedział. Usłyszał tylko jej słowa.
- Ja idę, do zobaczenia na skoczni!

Weszła do holu i poszła na stołówkę, gdyż jej żołądek przypomniał o swoim istnieniu. W pomieszczeniu był tylko Alexander Pointner, do którego uśmiechnęła się na dzień dobry i, wziąwszy sobie porcję jajecznicy, usiadła przy stoliku umiejscowionym obok okna. Przeżuwała powoli każdy kęs, patrząc na słońce wyłaniające się zza góry i rozmyślając o przyszłości, co będzie robić, gdy sezon się skończy. Gdzie może znaleźć pracę. Z tego transu wyrwał ją czyjś głos.
- Można? - spojrzała w lewo i ujrzała Schlierenzauera, który uśmiechał się, jak zawsze.
- Tak - skinęła głową, w duchu dziękując sobie, że już kończy.
- Czemu wczoraj tak uciekłaś? I z rynku i z pokoju? - spytał, grzebiąc widelcem w zawartości swojego talerza. - Powiedziałem coś nie tak? Często mi się to zdarza, nie bierz tego do siebie.
- Nie - odpowiedziała szybko, chyba nawet zbyt szybko. - Nie powiedziałeś nic takiego. Po prostu musiałam coś sobie przemyśleć.

Spojrzała na niego z udawanym uśmiechem na twarzy. Odwzajemnił go, choć z jego strony nie było to raczej sztuczne. Spuściła szybko wzrok na swój talerz, a później przeniosła go na widok za oknem. Słońce uniosło się już ponad górę i rzucało promienie prosto na budynek, w którym się znajdowali.
- A gdzie Thomas? - zdziwił ją fakt, że sama rozpoczęła rozmowę. Z przerażeniem spojrzała na swoje ręce, przerażona ich drżeniem.
- Miał zaraz zejść, jak wychodziłem, to brał prysznic.

Przeniosła swoją uwagę z powrotem na talerz z jedzeniem. Kiedyś na pewno skomentowałby to jakąś złośliwą uwagą, ale teraz nawet nie wiedział, że to ona. Poczuła na sobie jego wzrok i spojrzała na niego pytająco.
- Przepraszam - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Po prostu kogoś mi przypominasz.

Zakrztusiła się przełykanym właśnie kawałkiem chleba.
- Tak? - spytała, siląc się na obojętny ton, chociaż bała się, że jej to nie wyjdzie. - A można wiedzieć kogo?
- Wybacz, nie chcę o tym mówić - w jego oczach ujrzała coś na wzór bólu.
- Jasne, nie zmuszam cię - wstała, by odnieść talerzyk do okienka zwrotów. - Miło było, ale muszę iść. Do zobaczenia na skoczni.

Szatyn pomachał jej na pożegnanie. Dopiero, gdy wyszła z pomieszczenia, zauważyła, jak bardzo trzęsą jej się ręce, a nogi są jak z waty.

Przepraszam za błędy...
Ale jak to jutro koniec sezonu?

czwartek, 12 marca 2015

Trzeci: Przypadek czy przeznaczenie?

Puchar Świata 2013/2014 rozpoczął się od konkursu drużynowego, w którym Austriacy nie zdobyli żadnego miejsca na podium. Alexander Pointner nie był z tego powodu zadowolony, ale rozumiał, że to dopiero początek i jego drużyna musi się dotrzeć i przyzwyczaić do myśli, że jest sezon. Dlatego też nie krzyczał na swoich zawodników, którzy w tym konkursie nie skakali na szczególnie wysokim poziomie. Rudowłosa po zrobieniu statystyk, które nie były jakieś wyjątkowo dobre, wyszła z hotelu i skierowała się w stronę centrum miasta. Miała zamiar zrobić kilka zdjęć, by później mieć co wspominać. Dlatego też trzymała w ręku aparat. Żałowała, że Thomas nie dał się wyciągnąć na wieczorny spacer, ale rozumiała go. Chciał się zastanowić nad swoją formą i w spokoju przemyśleć, co mógłby zrobić lepiej. Cały Morgenstern, rzetelny i sumienny w przemyśleniach na temat swoich skoków.

Właśnie miała zamiar pstryknąć kilka zdjęć cudownemu krajobrazowi gór, gdy zauważyła przechadzającego się przez środek jej kadru Schlierenzauera, dlatego też zrobiła szybki w tył zwrot na pięcie i próbowała fotografować zachód słońca. Zauważył ją natychmiast i skierował kroki w jej stronę.
- Cześć - uśmiechnął się.
- Hej - nie odwróciła się w jego stronę, ale dobrze wiedziała, kto to.
- To już drugi raz, jak wpadamy na siebie przypadkiem w czasie wolnym. Wiesz, co to znaczy?
- Że Klingenthal jest tak małe, że nie mamy wyboru? - odwróciła się, by na niego spojrzeć, chociaż w środku wszystko krzyczało.
- Nie, że to przeznaczenie - poruszył charakterystycznie brwiami i wyszczerzył białe zęby w uśmiechu.

Nie potrafiła również się uśmiechnąć. Zamiast tego w jej oczach pojawiły się pierwsze łzy, które zaczęły skapywać na policzki i płynąć w dół.
- Przepraszam, nie mam teraz czasu - wyminęła go i szybkim krokiem wróciła do hotelu.

Trudno było jej współpracować z człowiekiem, który niszczył ją psychicznie przez całe osiem lat szkoły. Mimo, że był dla niej bardzo miły, nie potrafiła zapomnieć, jak ją wyzywał, popychał, śmiał się z niej, czy robił głupie dowcipy. Nie umiała zapomnieć, że ją upokorzył. Nie potrafiła się otworzyć na niego, choć próbowała. Zaczynała żałować, że zgodziła się na tę posadę. Byle do końca sezonu pocieszała się w myślach. Zależało jej na dobrych referencjach, a zwłaszcza od samego trenera austriackich skoczków. Starała się być dla niego miła, ale kosztowało ją wiele wysiłku, by nie wykrzyczeć mu w twarz wszystkiego, co leżało jej na sercu. Ocierając łzy, zapukała do pokoju Thomasa. Ten otworzył jej po chwili i zobaczywszy, że płacze, natychmiast wpuścił do pomieszczenia.
- Czemu płaczesz? - spytał, gładząc ją po włosach. - Przez Gregora, prawda? Powiedział ci coś?

Pokręciła głową, łapiąc oddech. Usiadła na łóżku i otarła łzy z policzków.
- Nic nie powiedział. To znaczy powiedział, ale... - zrobiła pauzę i zaczęła wyłamywać sobie palce. - Ale to same dobre rzeczy. To znaczy... Taki flirt...
- Nie płacz, Ell - Morgenstern usiadł obok niej i przytulił mocno do siebie. - Ja rozumiem, że się boisz, że ta krzywda zawsze będzie w twojej pamięci, ale musisz się otworzyć na niego i spróbować go znosić. Musisz przetrwać ten sezon.
- To naprawdę jest trudne - rozpłakała się od nowa. - Naprawdę niełatwo mi jest normalnie rozmawiać z facetem, który upokarzał mnie na każdym kroku, a na urodzinach, przy wszystkich znajomych oznajmił, że nasz związek to był zakład! Ja siebie w ogóle nie rozumiem, jak ja mogłam być tak głupia, żeby zaufać, a co gorsza zakochać się w tym człowieku...

Morgenstern nic nie mówił. Słuchał kuzynki w milczeniu. To właśnie dzięki niej bliżej zakolegował się ze Schlierenzauerem. Był jej za to bardzo wdzięczny. Gregor był człowiekiem, z którym mógł pójść na piwo do pobliskiego pubu, na imprezę do klubu, ale też pomagali sobie, motywowali się do dobrych skoków. To się nazywa prawdziwa przyjaźń.
- Miłość nigdy nie wybiera, Ell.
- Już się odkochałam - prychnęła.

W tym momencie drzwi się otworzyły i wszedł szatyn, w ręku trzymając aparat. Uśmiechnął się na widok rudowłosej.
- Mówiłem, że to przeznaczenie.

Dziewczyna wyszła z pokoju, nawet nie pożegnawszy się z kuzynem. Weszła do zajmowanego przez siebie pomieszczenia, zamknęła drzwi na klucz i rozpłakała się. Był jej ciężko. A to dopiero początek sezonu.W tym samym czasie kilka pokojów dalej dwóch skoczków patrzyło w drzwi, które się za nią zatrzasnęły.
- Ja coś powiedziałem takiego? - zdziwił się szatyn, zwracając głowę w stronę przyjaciela.

Sprawdzałam w internecie i znalazłam informację, że w Austrii coś na wzór gimnazjum jest osiem lat, więc niech tak będzie :)
PS. Trzymajcie jutro kciuki, bo mam recytację z łaciny ;_;

piątek, 6 marca 2015

Drugi: Klingenthal

Pobyt w Niemczech rozpoczął się od padającego deszczu ze śniegiem, wiatru zbyt silnego, by przeprowadzić trening i kłótni Gregora z Pointnerem. Atmosfera w hotelu była napięta głównie z tego ostatniego powodu. Rudowłosa siedziała w swoim pokoju, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Gdy je otworzyła, za drzwiami ujrzała swojego kuzyna.
- Ell, proszę, obiecaj, że się w nim nie zakochasz - powiedział, wchodząc do środka.
- Nie ma sprawy - prychnęła. - Dwa razy się do tej samej rzeki nie wchodzi, a ja nie mam zamiaru znowu cierpieć.
- I tak trzymaj, mała - przytulił ją Thomas. - Ale... Ell...
- Tak?
- Jesteś za dobra - westchnął. - Gdybym był na twoim miejscu to bym mu już dawno dał w pysk i koniec pieśni...
- Znasz mnie nie od dzisiaj, powinieneś wiedzieć, że każdy ma u mnie drugą szansę, choćby jaki nie był i choćby czego nie zrobił. Taka już jestem, po prostu. Wierzę, że ludzie się zmieniają- uśmiechnęła się, chociaż było jej bardzo trudno. Przez cały sezon musiała przebywać z człowiekiem, który ją ranił psychicznie, a na koniec upokorzył i to przy ludziach. Wiele razy marzyła o zemście. Teraz nadarzyła jej się idealna okazja ku temu. Cudownie się złożyło, że jej nie pamiętał. Ale miała wątpliwości, czy ma to jakikolwiek sens.

Gdy Thomas wyszedł, by zadzwonić do matki, ona usiadła po turecku na łóżku i uważnie rozejrzała się po swoim tymczasowym pokoju. Beżowe ściany i bordowe zasłony utrzymywały go w melancholijnym klimacie, a ciemnobrązowe meble tylko dodawały uroku. Wyciągnęła laptopa z zamiarem przeglądnięcia dotychczasowych statystyk skoczków, ale nie zrobiła tego. Włączyła natomiast folder ze zdjęciami, między innymi jej i Gregora. Zaznaczyła je wszystkie i przeniosła do kosza. Gdy to zrobiła, odetchnęła głęboko i zamknęła laptopa. Wyszła z pokoju i uprzednio go zamknąwszy, skierowała się w stronę tarasu widokowego.Chciała posiedzieć w ciszy i spokoju i zastanowić się, czy zemsta na Schlierenzauerze może przysporzyć jej korzyści, czy też wpadnie w jakieś tarapaty. Niestety, samotność nie była jej dana, bo gdy tylko zamknęła za sobą drzwi i usiadła po turecku na podłodze, wpatrując się w oświetlone Klingenthal, poczuła, że ktoś siada obok niej. Wiedziała kto to i dlatego odsunęła się nieznacznie. Nie chciała czuć ciepła jego ciała przy swoim, ani czuć zapachu jego perfum.
- Co tu robisz? - to pytanie wypłynęło z ust ich obojga w tym samym czasie, na co ich śmiech zadźwięczał w powietrzu.

Przez chwilę panowała cisza, oboje nie wiedzieli, co powiedzieć. Nie była to jednak krępująca cisza, a przynajmniej tak na pierwszy rzut oka mogło się wydawać.
- No więc - zaczął szatyn. - Co cię tu sprowadziło?
- Chciałam się nad czymś zastanowić, w sumie nic ważnego - wzruszyła ramionami, patrząc przed siebie. - A ty? Nie powinieneś teraz słuchać rad trenera co do jutrzejszego konkursu?
- Nie, Alex się już nagadał. Teraz mamy czas wolny.
- I ty swój czas wolny przeznaczasz na siedzenie i wpatrywanie się w wieczorny krajobraz miasta?
- Tak, a co?
- Bez sensu - prychnęła, a po chwili zaśmiała się, wstając. - Wybacz, muszę cię opuścić.

Nie była w stanie przebywać z nim sam na sam dłużej. Otrzepała ubranie z niewidzialnego kurzu i poszła do pokoju Thomasa, który przez telefon rozmawiał z matką. Gdy ujrzał kuzynkę, pożegnał się z rodzicielką i rozłączył się.
- Co się stało? - on zawsze wiedział, kiedy była smutna.
- Gregor - szepnęła prawie niedosłyszalnie. Bolało ją to, że musiała z nim spędzać czas podczas sezonu.
- Nie dołuj się, mała, nie jest tego warty - przytulił ją mocno do siebie i po chwili poczuł wilgoć na koszuli. Płakała.
- Masz rację - uśmiechnęła się przez łzy. - Jak się ma moja mała Lilka?

To teraz chyba już wiecie, dlaczego Ell nie dała Gregorowi w pysk na dzień dobry.
PS. Weekend!

niedziela, 1 marca 2015

Pierwszy: Spotkanie.

Długo nie mogła się zdecydować, czy jechać do Klingenthal. Rozważała wszystkie za i przeciw, ale stwierdziła, że nie może zawieść Thomasa, który jej to załatwił. Co prawda Alexander Pointner przez pierwszych kilka tygodni nie chciał jej przyjąć, ale gdy zobaczył, że dziewczyna zna się na swoim fachu, sam poprosił Thomasa, by przegadał kuzynce wyjazd do Niemiec. Blondynowi zajęło to sporo czasu, ale z pożądanym skutkiem. Trener sam z siebie obiecał dać jej rekomendację, gdyby zdecydowała, że praca ze skoczkami, to jednak nie do końca to.

Stała w umówionym miejscu razem z Morgensternem i jego córką. Za kilka chwil miała zjawić się jego matka, której Lilly miała zostać powierzona na czas ich wyjazdu. Rudowłosa nie rozmawiała z siostrą ojca. Dlatego też, gdy ta się zjawiła, dziewczyna uściskała swoją bratanicę, wręczyła jej misia i odeszła kilkanaście kroków w kierunku bliżej nieokreślonym. Oparła się o ścianę budynku dworca autobusowego i zamknęła oczy. Było bardzo ciepło, jak na listopad. Przez chwilę delektowała się niewątpliwie jednymi z ostatnich takich dni w tym roku, gdy ktoś zasłonił jej dopływ promieni słonecznych. Otworzyła niechętnie oczy, ale przez pierwszych kilka sekund widziała tylko różnokolorowe plamki. Dopiero, gdy ten ktoś się odezwał, mogła rozpocząć próby zidentyfikowania go.
- Pani się zgubiła? - spytał, jak się okazało wysoki szatyn o ciemnobrązowych oczach, na którego widok jej serce wywinęło około trzech koziołków, a wnętrzności skręciły się w supeł. Nie pamiętał jej, tak jak przypuszczała. Nie potrafiła jednak w tej chwili ocenić, czy to dobrze, czy nie.
- Nie, dlaczego pan tak sądzi? - założyła ręce na piersi i spojrzała w jego oczy, w których niegdyś tonęła.
- Nigdy nie towarzyszyła nam w drodze tak piękna kobieta. To pani jest naszym nowym statystykiem?
- Tak. We własnej osobie.
- W takim razie przepraszam - ujął jej dłoń i ucałował. - Jestem Gregor. A czy pani zdradzi, jak się nazywa?
- Mów do mnie, jak wszyscy, Ella - uśmiechnęła się na ten prosty gest.

Thomas po pożegnaniu z córką i matką, obserwował uważnie swoją kuzynkę i przyjaciela. Historię rudowłosej znał bardzo dobrze i nie chciał, by ktoś po raz kolejny ją skrzywdził. A zwłaszcza, by był to ten sam człowiek. Jednak jej spotkanie z nim było nieuniknione. Wóz, albo przewóz. Jak sam stwierdził, nie mieli oni szczęścia w miłości. Jako dzieci wyobrażali sobie, że kiedyś będą szczęśliwi. A wyszło, jak wyszło. Oboje mieli złamane serca. Uśmiechnął się, gdy szatyn pocałował ją w rękę. Nigdy wcześniej tego nie robił.  Znajomość ze Schlierenzauerem - łamaczem serc fanek i nie tylko, była dość specyficzna. Wiedział dobrze, że Gregor zgrywa casanovę, ale nie miał zamiaru mu tego wyperswadować. Powinien uczyć się na własnych błędach.
- Thomas, poznałeś już naszą uroczą panią statystyk? - spytał szatyn, podchodząc do niego z rudowłosą.
- Nie musiał mnie poznawać, zna mnie lepiej, niż ktokolwiek inny - powiedziała Ella, podchodząc do Morgensterna.
- Tak? Łączy was coś? - Gregor zadawał pytania, których w normalnych okolicznościach nigdy by nie wydusił.
- Więzy krwi - parsknął Thomas, widząc minę kolegi. - To moja kuzynka.
- Nigdy nie wspominałeś, że masz tak piękną kuzynkę - oburzył się Schlierenzauer.
- Ależ, Gregor, nigdy nie pytałeś.

Rudowłosa z rozbawieniem przyglądała się wymianie zdań pomiędzy dwoma skoczkami. Co prawda serce w jej piersi nadal waliło tak, że bała się, iż wyskoczy, wnętrzności były zaciśnięte w mocny supeł, nogi były, jak z waty, a ręce trzęsły się niemiłosiernie, ale i tak nie mogła narzekać. Przynajmniej mogła się logicznie wysłowić, co było już połową sukcesu. W duchu jednak przeklinała się, że zgodziła się na tę propozycję. Czuła, że ten sezon może być naprawdę bardzo długi i bardzo trudny. Miała jednak nadzieję, że po nim wszystko się ułoży.

Na pożegnanie z feriami. A za dwa miesiące maturka...
Dziękuję bardzo za komentarze pod prologiem, cieszę się, że Wam przypadło do gustu. I mam nadzieję, że zostaniecie do końca ;)
Całuski.

PS. Chyba przekombinowałam.